Drożyzna i PiS, czyli sześć straconych lat.

Coraz bardziej odczuwalna drożyzna to skutek złej polityki rządu PiS i NBP. A przecież inflacja nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Lato konika polnego trwało sześć lat. LATO KONIKA POLNEGO – tak politykę rządu PiS nazwał były główny ekonomista Ministerstwa Finansów – Ludwik Kotecki.

Tak, PiS zmarnował i przejadł wszystko, co zostawił poprzedni rząd, także to, co było opóźnionym efektem polityki rządu Platformy Obywatelskiej i przyniosło budżetowi państwa spore dochody. To był, między innymi, efekt wprowadzenia jednolitego pliku kontrolnego i przygotowania całego pakietu uszczelniającego system podatkowy. To także efekt OFE – gdyby nie zmiany wprowadzone przez nas, do funduszy trzeba by nadal odprowadzać nawet dwadzieścia kilka miliardów złotych rocznie (!). Opóźniony pozytywny skutek dla budżetu to także stabilne otoczenie gospodarcze, które w latach odbicia i dobrej koniunktury po dwóch kryzysach zaowocowało spadkiem bezrobocia i wyższymi wpływami do budżetu i FUS.

Pozytywny wpływ tych zjawisk na gospodarkę w tym na budżet państwa, właśnie się kończy, a coraz bardziej będą widoczne skutki niekompetencji, korupcji i awanturnictwa obecnego rządu, w tym nie mieszczący się w głowie większości Polaków brak pewności odnośnie do członkostwa Polski w UE.

Żeby utrzymać władzę, PiS postanowił wzniecić ogień słomą i podtrzymać krótkotrwałą złudę dobrobytu, wprowadzając Niepolski Ład. Morawiecki liczy, że to przedłuży lato konika polnego o kolejny rok. Wtedy będziemy mieć nie sześć straconych lat, ale siedem, a nie daj Boże osiem. Potem czeka nas mozolna odbudowa. Właściwie wszystkiego: wymiaru sprawiedliwości, edukacji, ochrony zdrowia, reputacji międzynarodowej, wiarygodności, klimatu inwestycyjnego, prawdziwej polityki społecznej, a w końcu sprawy najważniejszej – zaufania. Trudna i długotrwała odbudowa kapitału społecznego, którego podstawą jest zaufanie człowieka do człowieka, obywatela do państwa, fiskusa do podatnika i na odwrót, ucznia do nauczyciela i na odwrót, pacjenta do lekarza.

O odbudowie zaufania do polityków na razie nie marzę…skupmy się najpierw na edukacji obywatelskiej i ekonomicznej, żeby uchronić Polskę przed oszustami i populistami ukrywającymi się za hałaśliwym patriotyzmem na pokaz i hasłami o wstawaniu z kolan.

Ale wróćmy do inflacji. Tak, oskarżam PiS o szalejącą drożyznę.

Po pierwsze dlatego, że prezes banku centralnego, który interes partyjny przedkłada nad niezależność NBP i nie reaguje odpowiednio wcześnie, to zawsze recepta na inflację, czyli drożyznę. Co więcej Glapiński oficjalnie przyznał się do „szarży” na rynku walutowym, by osłabić złotego (przypodobać się rządowi, dając mu z tej operacji 9 mld zł.). To także jest działanie proinflacyjne, bo podnosi cenę towarów i usługi importowanych do Polski.

Po drugie dlatego, że Rada Polityki Pieniężnej, z partyjnego nadania i w dodatku podszyta tchórzem, jest kolejnym bardzo ważnym powodem wysokich cen towarów i usług.

Po trzecie dlatego, że spowodowany błędnymi działaniami PiS niespotykany od ćwierćwiecza spadek inwestycji i stymulowanie gospodarki poprzez konsumpcję zwykle kończy się inflacją.

Po czwarte dlatego, że podwyższona konsumpcja, która jest efektem transferów socjalnych finansowanych zwiększonym długiem publicznym, to dodatkowy impuls inflacyjny. Wydatki przewyższające dochody budżetu podczas wyjątkowo dobrej koniunktury gospodarczej, czyli niezrównoważony budżet państwa w dobrych dla dochodów podatkowych czasach, to książkowa recepta na inflację.

Po piąte dlatego, że wprowadzenie lub podniesienie na przestrzeni ostatnich lat ok. 40 danin, w tym kilka zupełnie nowych podatków branżowych, to także działanie wpływające na podniesienie cen.

Po szóste dlatego, że jeśli do tych proinflacyjnych działań rządu, na które nałożył się kryzys energetyczny, (a rząd nie zrobił nic, żeby mu przeciwdziałać) PiS dokłada chaos prawny i wyższe podatki dla producentów towarów i usług, podnoszączących koszty pracy, i ukrywa to pod propagandowym hasłem „Polski Ład”, a robi to w niepewnym czasie pandemii i wciąż nieodtworzonych łańcuchów dostaw, to nie da się nazwać tego inaczej jak działaniem na szkodę polskiej gospodarki i polskich obywateli.

Po siódme dlatego, że wzrost cen energii, która ma i będzie mieć wpływ na ceny wszystkich towarów i usług, jest tym wyższy, im większy udział węgla w mixie energetycznym. A sześć lat rządów PiS to czas stracony dla transformacji energetycznej, bo ograniczyli udział energetyki wiatrowej, niszcząc wiatraki, a teraz zabrali się za niszczenie fotowoltaiki. W międzyczasie „zainwestowali” 2 mld! w Ostrołękę, a także w nierentowne kopalnie i import rosyjskiego węgla, zamiast w rozwój OZE i sieci przesyłowe.

Konkludując, inflacja w Polsce jest najwyższa w UE nie z powodu kryzysu energetycznego, ale z powodu fatalnej polityki fiskalnej i monetarnej PiS-u, z powodu sześciu straconych lat i z powodu tego, że NBP przespał szansę na opanowanie inflacji, bo służy partii, a nie Polsce.

Niestety w najbliższych tygodniach i miesiącach nałoży się na to wzrost cen paliw i energii oraz efekty Niepolskiego Ładu, co oznacza, że ceny nadal będą rosnąć. A Polaków będzie stać na coraz mniej.

Dodaj komentarz